
Jak pogodzić ze sobą pływanie, opalanie, odpoczynek i low cost w marcu ? Aby udało się spełnić wszystkie postawione warunki, musi to być takie miejsce do którego da się dojechać samochodem, będzie dostatecznie ciepło, aby można było poleżeć na plaży, musi być co zwiedzać no i musi być poza sezonem.
Droga
Odpowiedzią na to stawiane od lat pytanie jest Almanarre. Datę wyjazdu ostatecznie ustaliliśmy na piątek 23 marca. Z wszystkich chętnych pozostały 4 osoby. Wszyscy (Gosiak, Hevi, Fafik i ja - Muki), zapakowaliśmy sie do passata Heviego i w piątek w sporych korach około godziny 14 wyjeżdzaliśmy z Warszawy. Dzięki temu, że Hevi i ja mieliśmy ten dzień wolny udało się nam bez wiekszego stresu i pośpiechu zapakować furę. Deski wylądowały na dachu, żagle i maszty w box'ie (dzięki Grabek). Zapasów żadnych nie robiliśmy licząc, że markety nie będą dużo droższe od naszych. Kilka zgrzewek piwa i parówki to było tylko to co potrzebowaliśmy, żeby przetrwać podróż i pierwszą noc po przyjeździe na miejsce. Zapakowani (passat to naprawdę pojemy samochód) wyruszyliśmy o godzinie 14 z Żerania. Po drodze zabraliśmy Fafika by po chwili stać w sporym korku (jak to bywa w Warszawie w piątek po południu). W niespełna godzinę udało sie wjechać na trasę nr 1. Około godziny 23 wjechaliśmy do Niemiec zakupując jeszcze na wszelki wypadek kilka Absolwentów ;). I wszystko szło by jak z płatka gdyby nie nagły atak zimy na południu niemiec. Około godziny 3 w nocy zaczął padać śnieg, prędkość przemieszczania musieliśmy ograniczyć do około 60km/h (letnie opony) i zapadła decyzja. Nie pchamy się w Alpy tylko uciekamy maksymalnie na zachód, żeby uniknąć zimy. Wielkim fartem udało nam się uniknąć dodatkowych opóźnień (na autostradzie w przeciwnym kierunku kilkukrotnie mijaliśmy gigantyczne korki spowodowane to postawionymi w poprzek TIRami, to znowu stłuczkami kilku samochodów). Śniegu zaczynało być dopiero mniej jak wjechaliśmy do Francji. Jednak na parkingach wśród samochodów z nartami i snowboardami na dachach, my wyglądaliśmy dosyć egzotycznie (na dachu dwie deski windsurfingowe z reszta osprzętu jak i przygotowane, krótkie spodenki, które już za kilka godzin mieliśmy nosić). Próbowaliśmy jeszcze ominąć francuskie autostrady, które okazały się naprawdę drogie, ale jak się przekonaliśmy, bocznymi drogami da się przejechać co najwyżej kilkadziesiąt kilometrów. Na dłuższą trase było by to zbyt męczące. Same ronda, zakręty, serpentyny i inne szykany tak, że zacisneliśmy zęby, sięgneliśmy do portfeli i wróciliśmy na autostradę.
Almanarre i okolica

Samo Almanarre znajduje się u nasady półwyspu Hyeres (tu jest jeden z popularniejszych spotów, wypożyczalnia, sklep ws i naprawdę piękna plaża), a sam cypel to trzy inne miejscowości (min. Giens ....). Okolica jest naprawdę bardzo urokliwa. Super rozwiązaniem wydaje się wynajęcie skutera czy też roweru i zwiedzanie, zwiedzanie i jeszcze raz zwiedzanie. Na ulicach aż roi się od wszelkiej maście jednośladów, sporo jest też CV'ek i innych wynalazków, które pamiętają zapewne czasy Louisa de Funes'a. Ludzie na ulicach czy w sklepach zawsze uśmiechnięci, nikt nigdzie się nie spieszy. Półwysep można obejśc na piechotkę, wzdłuż wybrzeża a droga momentami wiedzie poprzez mniejsze lub większe urwiska. Fafik nawet jednego dnia, którego my zeszliśmy na wodę odbył taką podróż. Zwiedzaliśmy sporo. Jako, że pierwszego dnia miało nie wiać od razu zapakowaliśmy się w samochód i zaczęliśmy objeżdzać okolicę. Najwięcej wypadów zrobiliśmy na wschód, dojeżdzając aż do Monako gdzie dokonaliśmy mrożącego krew w żyłach odkrycia: istnieją kraje w których Porsche jest tak popularne jak Fiat w Polsce :), cytując Fafika: Porshe to "city-car", jak u nas Seicento. Bentleye, Rollsy, Lamborghini i Ferrari są na porządku dziennym. Obywatele z nizin społecznych Monako poruszają się Mercedesami i BMW ;). Widzieliśmy, Can, sant Tropez, Niceę i dziesiątki innych miejscowości, każda bardziej urokliwa niż poprzednia. Żeby zobaczyć wszystko godne zobaczenia trzeba być namiejscu chyba co najmniej miesiąc. I nie jest to zwiedzanie jakiś zabytków, o których jeśli byśmy nie wiedzieli to ominelibyśmy je bez żadnego zainteresowania. Wystarczy tu wspomnieć choćby o miejscowości Port Grimoud na wzór Wenecji, pełnej kanałów, mostków, kafejek, czy Bormes-Les-Mimosas zawieszonej praktycznie na skale, z wąziutki uliczkami i milionem kwiatów. Same widoki z drogi wiodącej wzdłuż wybrzeża zmuszają do zatrzymywania się co chwila i podziwiania ... No jest tam naprawdę pieknie.
Wiatr

Ogólnie zauważyliśmy, że "Almanarre" to tylko hasłowy spot popularny dzięki organizowanym tam co jakiś czas eventom PWA, natomiast wzdłuż wybrzeża znajduje się masa spotów ze zróżnicowanymi warunkami. Na samym półwyspie było ich kilka.
Podczas podróży Lazurowym Wybrzeżem w każdym miasteczku trafialiśmy na kolejne spoty. Czasem były to miejskie plaże, czasem malutkie zatoczki z wchodzącymi niekiedy pokaźnej wysokości falkami, które na deskach surfingowych próbowało łapać kilku lokalesów. Z ciekawszych spotów warto wymienić Brutal Beach w miasteczku Six Fours. Miejsce zawdzięcza swoją nazwę wyjątkowo nieprzyjaznym skałom sterczącym z wody przy samym brzegu i dosyć agresywnemu przybojowi. Początkujący wave-owcy raczej nie powinni tam się zapuszczać. Jednak trzeba przyznać, że fale były tam większe i równiejsze, niż u nas. Co jeszcze dało się zauważyć, to że praktycznie przez cały nasz pobyt codziennie WIAŁO. Wystarczyło ruszyć się kilka-kilkanaście kilometrów wzdłuż Wybrzeża, żeby znaleźć odpowiednie miejsce do pływania. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że spotkaliśmy tam dość silną polską ekipę "formularzy" z Stevem Allenem i Polanem na czele, którzy siedzieli tam od dwóch miesięcy i pływali codziennie!!!!
Życie

Powrót
Wyjechaliśmy około godziny 9 rano. Mieliśmy małe przeboje z odbiorem domku (cieć przyszedł, obejrzał garnki coś poszemrał po swojemu i polazł w siną dal). Woda w kranach smak miała troche dziwny no i zostawiała na naczyniach biały osad, który naprawdę cięzko było usunąć. Domyśliliśmy się, że chodziło mu właśnie o to, poczyściliśmy gary i nie oczekując już żadnego sprzeciwu zostawiliśmy klucze w recepcji. Droga powrotna to podróż wybrzeżem do Włoch, później Szwajcaria, Lichtensztajn, Austria, Niemcy i niestety Polska. Droga wiedzie dziesiątkami tuneli, mostów, gór z widokami ośnieżonych stoków i działających jeszcze wtedy wyciągów narciarskich aż po niemieckie pustkowie. Drugiego dnia około godziny 10 byliśmy w domu. Po drodze mieliśmy kilka przystanków żeby się posilić i dotankować, ale nigdzie nie zatrzymywaliśmy się na dłużej niz 20 min. Podróż do granic Polski to cały czas autorady, gdzie średnia wychodzi taka z jaką sie jedzie. Polska to wiadomo .... Z dwoma deskami, boxem i 5 liściami palmy na dachu jechaliśmy średnio około 120Km/h.
Koszta

Podróż do Francji
Lazurowe Wybrzeże
Freeride
Wave
Powrót
Pokaż całość ...