Dosyć intensywny weekend. Sporo zrobionych kilometrów, ale też wykorzystana każda chwila. 3 dyscypliny, wszystkie na wodzie. Oby więcej takich dni ....
Plan był prosty. Spływ w weekend i
wracamy do domu. W piątek zjechała się więc cała ekipa i w
sobotę rano po czymś stawiającym na nogi gotowi byliśmy do
zejścia na wodę. Wodowanie w Wądzyniu I pierwsze 30 min na
lajciku. Rzeka dosyć szeroka, głęboka itd. Ogladanie rybek,
przyrody jednym słowem nudy. Wszystko się zmieniło jak wpłyneliśmy
w las. Rzeka zamieniła się w płytki potok z dziesiątkami
zwalonych drzew. Przeciskanie kajaków pod, nad z boku itd dało w
kość. Do tego niski poziom wody, wystające kamienie, przeciąganie
kajaków przez kamienne mielizny ... Po ok 4 godzinach okazało się,
że zapomnieliśmy wziąść prowiantu – a to był dopiero
półmetek. “Tanie wino zwane cydrem” I piwo troche nas
poratowały, ale żołądki powoli domagały się czegoś wiecej. Do
tej pory mieliśmy wodę po kostki maks po kolana, twarde dno I
brzegi więc zmaganie z drzewani nie było takie trudne. Ale klejny
odcinek to głęboka woda, bagniste brzegi I kolejne drzewa do
pokonania. W pewnym momencie widać na twarzach nazych gości widać
było, żę mają dosyć. Na szczęście po przeciągnieciu kajaków
przez kolejna przeszkodę (fafik się poświęcił I zaliczył niezłe
okłądy błotne) zbiżaliśmy się powoli do jeziora. Miało być
cudownie, ale nadwątlone już morale zostało wystawione po raz
kolejny na próbe. Na jeziorze wiała ładna czwóreczka I robiło
się zafalowanie. Musieliśmy spłynać do Szczuplin coś zjeść I
naładować akumulatory. Płynięcie wzdłuż fali dało się nieźle
we znaki ale wszyscy jakoś się z tym uporali I w końcu mogliśmy
coś skonsumować. Sklep w Szczuplinach przywitał nas otwarymi
rękoma I już po chwili wszyscy raczyli się kiełbachą z musztardą
popijaną piwkiem. Byliśmy mokrzy, wiał chłodny wiatr I robiło
się poźno. Pora wracać. Tyle, że w międzyczasie Marcin nabawił
się jakichś dolegliwości żołądkowych I nie był w stanie wsiąść
do kajaka (tym bardziej, że do bazy zostało jakieś 2 km wodą pod
wiatr). Chcieliśmy zadzwonić po transport, ale oczywiście w
telefonie skończyły się bateryjki a nikt nie znał numeru.
Szybka decyzja, biorę jedynkę I walę
pod fale do bazy. Zabieram furę I wracam po Marcina I kajaki. Reszta
na spokojnie płynie za mną. Akcja zakończyła się sukcesem,
wszyscy wrócili przed zmrokiem I imprezy część drugą należało
zacząć. Drugi dzień to lajcik od nas do Świtezianki. Szeroko,
głęboko, bez prądu. Ja już odpuściłem gdyż miałem nadzieje na
jakiś wiatr. Wszyscy po lodach w świteziance wrócili, wiatr nie
zawiał więc grill I nasi goście odjeżdżają. Ja zostaje bo ma
wiać. Wieczorem umawiam się z Dziomanem na wypad do Kadyn. Ma się
rozwiewać od 11 I wiać przez resztę dnia. Spotykamy się rano w
Ostródzie, przesiadamy do jednej fury I o 9 po godzinnym
poszukiwaniu wzdłuż łąk I pastwisk plaży meldujemy się na
spocie. Wieje mniej więcej 0B. Odpalamy kompa, sprawdzamy prognozę
I jak to zazwyczaj bywa prognoza się przesunęła na wieczór. Ma
wiać od 17....
Szybka decyzja, wracamy do Ostródy na
wake'a. Meldujemy się na wyciągu kilka minut przed otwarciem.
Pianki przyodziane, deski w dłoni no I czekamy aż chłopaki uwiną
się z przygotowaniem wyciągu, Czekamy, czekamy I w końcu się
doczekaliśmy. Dzioman już wprawiony do jednej dechy startuje
praktycznie od razu. Ja potrzebuje kilku startów, ale ostatecznie
udaje mi się ujeździć bestię. Bawimy się tak, aż kończą nam
się karnety I wracamy do domków. Dzioman do Wawy ja do Rybna. Jutro
też ma wiać :)
Po zameldowaniu się w Rybnie okazuje
się, że wieje NW. Idealny kierunek na start od nas z plaży. Wiec
zaliczam jeszcze miłą, wieczorną sesyjkę na lokalnym spocie :).
Kolejny dzień to plan na szybki wypad
do Kadyn, ale równy wiatr z NW zachęca do przeniesienia sprzętu te
50 metrów (tym bardziej, że był już otaklowany) I pływania na
miejscu. I tak też się stało. Wiało wyjątkowo równo jak na
nasze warunki więc udało się trochę polatać. Kolejny miły
dzionek zaliczony.
Wnioski:
Nie pchać się na wspomniany odcinek
rzeki jeśli poziom wody nie podniesie się o min 15 cm.
Kadyny są naprawdę blisko I może to
być fajny spot.
Jeśli ktoś twierdzi, że Warszawa
jest rozkopana niech jedzie do Elbląga.
więcej zdjęć
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza