Wilki Morskie
Tym razem zachciało się nam na morskiej przygody.
Super okazją wydawały się zawody red Bull Air Show, które miały
się odbywać 26-27 lipca w Gdyni. Pogoda miała być ładna tak
więc zostało tylko zorganizować ekipę bo łódki zorganizowały
się same.
W Błotniku gdzie były zacumowane zjawiliśmy się w
piątek rano. Po wrzuceniu gratów do łódki okazało się, że na
drugiej łajbie nie ma sternika. Szybka decyzja i po krótkim
szkoleniu ja z Fafikiem przejmujemy stery. Reszta załogi, którą
zastaliśmy już ok 8 rano w stanie permanentnego upojenia zdawało
by się, że nie zauważyła by czy jesteśmy w porcie czy na
otwartym morzu.
W sobotę szybkie śniadanie, wizyta w fokarium i
startujemy do Gdyni na „Red Bull Air Show”. Pogada się pogarsza,
czasem nawet popaduje i wiatr w połowie naszej drogi zdycha do
marnego 1B. Odpalamy diesle i na „grot-dieslu” zjawiamy się w
miejscu w którym były organizowane zawody. Spory tłum na
kotwicowisku, ale znajdujemy miejsce z którego coś widać, zrzucamy
kotwicę i próbujemy obserwować zawody. Generalnie niezła nuda.
Samolot nadlatuje, trzy razy skręca, wzbija się w powietrze i tak
na okrągło. Nuuuuuudy.... Podnosimy kotwicę i płyniemy podjąć z
portu w Sopocie Marcina i jego rodzinkę.
- Dopływając do Sopotu i przybijając do kei, staję
na dziobie gotowy, by rzucić cumy. Kilka metrów przed zacumowaniem
miał być wrzucony wsteczny, żeby łódka zdążyła wyhamować. Ku
mojemu zdziwieniu betonowe nabrzeże zbliża się ciągle tak samo
szybko. 3 sekundy później próbuję odepchnąć dziób od nabrzeża,
ale 10 metrowy jacht jednak trochę waży. Małe łup i stoimy.
Każdy pomyślał, że to zwykły błąd sternika. Zapakowaliśmy
pasażerów na pokład i odepchnęliśmy się od kei. Nagle okazało
się, że nie mamy napędu. Na szczęście byliśmy ok 20m od wyjścia
z portu, więc szybkie postawienie foka i przynajmniej wypłynęliśmy
nie robiąc nikomu krzywdy. Szybkie przywołanie przez radio drugiej
łódki i na holu odpływamy kilkaset metrów od portu.
Silnik chodzi napędu brak. Dobieramy się do wału i
okazuje się, że wał wypadł z jarzma i brak jest napędu na
śrubie. Jedyna możliwość to zanurkować pod łódkę i wcisnąć
z powrotem wał ze śrubą w jarzmo. Zakładamy maski nurkujemy,
wpychamy wał, skręcamy jarzmo i po 20 minutach możemy kontynuować
rejs.
Dziś naszym celem jest port w Gdańsku przy
starówce. Na miejscu okazuje się, że nie ma wolnego miejsca.
Krótka wymiana zdań z kapitanem portu i cumujemy przy nabrzeżu
przy którym jest deptak i nowo postawione koło młyńskie. Jesteśmy
w pępku miasta. Po obiedzie Marcin z rodzinką nas opuszcza dołącza
za to żona Michała. Do 4 w nocy miasto nie śpi a my razem z nim.
Jest fajnie.
Rano pobudka i wracamy do Błotnika. Spóźniamy się na
otwarcie mostu o 14 więc musimy przeczekać w pobliskim porcie kolejne 3
godzinki. Zatrzymujemy się więc na obiad, zostawiamy dziewuchę,
która myślała, że jest na rejsie „all inclusive”, kąpiemy
się i spokojnie pod wieczór dopływamy do macierzystego portu.
Jeszcze tylko 200 km do Rybna, Fafik kolejne 200 do
Warszawy i możemy iść spać.
Do następnego razu
Ahoj !
muki
Więcej zdjęć tutaj
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza